czwartek, 31 marca 2016

194. Children of the misfortune

Children of the misfortune
Tenebris Tristitia
▲▲▲
Podobno dzieci nieszczęścia są bezpośrednio związane z Otchłanią i zarazem stanowią bezpośrednie zagrożenie dla jej harmonii. Właśnie dlatego ich oczy są czerwone. Tak samo jak krew, która przelewana jest z powodu ich egzystencji. To dzieci, które nigdy nie powinny się narodzić. Ściągają na ludzi jedynie cierpienie. Są jak magnes przyciągający to, co najgorsze. Dlatego należy je zepchnąć do Otchłani, tam skąd przyszły.
My nie mieliśmy wyboru. Czerwone oczy stały się naszym znakiem rozpoznawczym, wizytówką, a zarazem przekleństwem, za które przypłacimy wiecznym potępieniem. Zrzuceni w Otchłań, by nasze dusze rozpadły się i stały z powrotem częścią ciemności, z której się zrodziliśmy, a ciała zamieniły w kolejne łańcuchy, służące Świadomości Otchłani.
Stałam na środku drogi, płacząc, gdy nieznajomy mężczyzna opowiedział nam prawdę o dzieciach nieszczęścia. I chociaż Erik uparcie powtarzał mi, że to nie może być prawda, ja wiedziałam, że nie spotka mnie w życiu już nic dobrego. Jednak powód, dla którego roniłam łzy, był zupełnie inny. Nie płakałam nad swoim losem, lecz losem Erika i wszystkich, tych ludzi, na których sprowadzę nieszczęście.
Ze łzami w oczach wpatrywałam się w mężczyznę w kapeluszu. Nie widziałam jego twarzy, ale niewątpliwie się uśmiechał. Wykrzywione w pogardzie usta... Ich widok wyrył się w mojej pamięci na zawsze. Tak samo jak złośliwy śmiech, na widok moich łez. 
– Karen... Karen. Karen! – znajomy głos wybudził mnie ze snu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz